Historia koła - Koło Pszczelarzy w Lubsku

Przejdź do treści

Menu główne:

Historia koła

Historia Koła Pszczelarskiego w Lubsku
Prezesi Koła:

1.Kazimierz Ligocki prezes w latach 1947-1957

2. Józef Majorczyk prezes w latach 1957-1969

3. Antoni Świerczyński prezes w latach 1969-1985

4. Bronisław Romański prezes w latach 1985-1997

5. Stanisław Wojtasiński prezes w latach 1997-2001

6. Michał Orzechowski prezes w latach 2001-2003

7. Zygmunt Zimny prezes w latach 2003-2013

8. Michał Paluch prezes w latach 2013-2017

9 Tadeusz Zając prezes od 2017

Foto1 I kurs Pszczelarzy z Lubska

Lata 1945-1948 to okres, kiedy nowa władza ludowa jeszcze nie przejęła pełnej kontroli nad życiem społecznym. Potem przyszedł ponury czas stalinowskiego totalitaryzmu, następnie odwilż 1956 roku i siermiężny socjalizm Władysława Gomółki, budowa na kredyt „drugiej Polski”, czas stanu wojennego i stagnacja lat
80-tych. Każda z tych epok odciskała swoje piętno i miała również odbicie w gospodarce pasiecznej i życiu naszych pszczelarzy.

Uspółdzielczona pszczoła
Lata 1949-1953 (do śmierci Stalina) a nawet do 1956 roku – były latami bezprawnego działania i terroru Urzędu Bezpieczeństwa. Za czytanie pism zachodnich czy zakazanych książek, słuchanie radia „Wolna Europa” a nawet wyrażanie swojego niezadowolenia z aktualnej sytuacji gospodarczej groziło wieloletnie więzienie.

Już w 1949 roku w rolnictwie władza ludowa wprowadza poważne zmiany. Nastał okres tzw. przemian społecznych – kolektywizacji, organizowania spółdzielni produkcyjnych na wzór sowieckich kołchozów. Rolnictwo przekształcane zostaje z gospodarki indywidualnej w gospodarkę zespołową.
Kresowianie wyjeżdżając z tamtych terenów cieszyli się, że uniknęli kołchozów. Jednak w Polsce zostali zmuszeni do oddawania ziemi i dobytku we „wspólne władanie”. W tym też okresie służby rolne i instruktorów pszczelarstwa wraz z aktywem partyjnym kierowano do organizacji i umacniania spółdzielń produkcyjnych i rozwoju pasiek zespołowych.


Foto 2 Kolejne Kursy Pszczelarzy z Lubska

Warto przypomnieć, w jaki sposób „organizowano” takie spółdzielnie i jak „przekonywano” rolników i pszczelarzy do „wyższości gospodarki socjalistycznej” nad indywidualną. Otóż co kilka dni zwoływano obowiązkowe wiejskie zebrania, gdzie referatami i pogadankami zamęczano zebranych do późnych godzin nocnych namawiając do utworzenia we wsi spółdzielni produkcyjnej. Jeżeli to nie przekonywało opornych rolników, to agitatorzy wspierani przez UB wykorzystywali różne metody zastraszania. Na przykład we wsi Roztoka (powiat Jawor) agitatorzy długo nie potrafili nakłonić rolników do założenia spółdzielni. Wykorzystali więc okazję i na wiejskiej zabawie sprowokowali bijatykę i obecnych tam mężczyzn aresztowano. W więzieniu tak ich zastraszono, że w zamian za uniknięcie kary wszyscy podpisali deklaracje wstąpienia do spółdzielni. W oparciu o tę grupę powstała spółdzielnia, którą nawet sami członkowie określali potem jako „spółdzielnię aresztantów”. Nie we wszystkich spółdzielniach organizowano pasieki, zatem niektórzy członkowie mogli posiadać też swoje prywatne pszczoły.


Produkcja miodu według planu
Na koniec 1951 roku wykazano, że na naszym terenie w spółdzielniach produkcyjnych było już 31 pasiek i 556 pni, a w 1955 roku 205 pasiek i 4 573 rodziny. Niektóre pasieki spółdzielcze rozwijały się nawet dobrze, ale to zleżało od pszczelarza, jaki był tam zatrudniony. Były one dofinansowywane i można było pozwolić sobie na nowoczesny sprzęt i nowe ule. W zamian za to wymagano od spółdzielczych pszczelarzy podnoszenia wydajności zbioru miodu według nałożonych planów bądź zobowiązań, jakie były w tym czasie podejmowane (np. z okazji rocznicy rewolucji październikowej czy 1-go Maja itp.).


Wiadomo, że zbiory miodu nie są zależne od zobowiązań i planów. Aby wykonać takie bzdurne plany spółdzielczy pszczelarze mieli zawsze w zapasie ukrytych poza ewidencją pewną ilość rodzin, które wspomagały właściwą pasiekę. Tak wykonywano, a nawet przekraczano normy. Był to okres wzajemnego okłamywania. Władza ludowa okłamywała naród – który szybko nauczył się odwzajemniać tym samym. Takie to były czasy.

W „Pszczelarstwie” 3/56 w referacie o zadaniach dla rolnictwa na lata 1956-60 sekretarz PZPR Zenon Nowak przyznaje, że spółdzielnie produkcyjne wchłonęły zaledwie 6 procent rodzin chłopskich, a sprawa spółdzielczości stała się w ostatnich latach najostrzejszym odcinkiem walki klasowej. Mimo takiego nacisku władzy i aktywu cała ta agitacja kolektywistyczna nie przynosi zamierzonych efektów. Była to więc tylko syzyfowa praca.
Do 1957 roku mieliśmy pasieki: prywatne, spółdzielcze, Państwowych Gospodarstw Rolnych oraz PCLPN „Las”. Po odwilży 1956 roku znienawidzone przez rolników spółdzielnie produkcyjne masowo są rozwiązywane – ziemia wraca ponownie do rolników a rodziny pszczele do indywidualnych pszczelarzy.


Organizacja i rozwój pasiek
W „Pasiece” z 1947 roku Stanisław Maryniak podaje, że w 1939 roku w Polsce pszczelarze posiadali 2 500 000 rojów pszczół, co dawało średnią 5,4 rodzin na 1 km2. Główne nasilenie pszczelarstwa było na ziemiach wschodnich – ok. 1 500 000 rojów, tj. 9 rodzin na 1 km2. Natomiast na przejętych ziemiach zachodnich przed II wojną było ok. 500 000 rojów, tj. 6 rodzin na 1 km2, a w 1946 roku doliczono się zaledwie 15 600 rodzin u 4 000 pszczelarzy.

Rozwój rolnictwa i wprowadzenie niekontrolowanej chemizacji, a także choroba roztoczowa przyczynia się do stopniowego spadku pogłowia pszczół, bo już w 1974 roku pozostało 10 539 pasiek i 99 786 rodzin pszczelich. Stan ten do 2007 roku zmniejsza się do 84 873 rodzin, co daje obecnie 3,75 rodziny na 1 km2. Zmniejszenie stanu pogłowia pszczół o 20 447 rodzin powinno być sygnałem do podjęcia niezbędnych działań dla ratowania pszczelarstwa.
Foto 3 Kolejne Kursy Pszczelarzy z Lubska

Rozwiązanie Związku Pszczelarzy i powołanie Samopomocy Chłopskiej, która miała przejąć kontrolę nad całym rolnictwem. Zrzeszenia Branżowe Pszczelarzy, powołane przy Samopomocy Chłopskiej – jeszcze nie zdołały się należycie zorganizować a już nastąpiła kolejna zmiana w polityce rolnej.

Tym razem pszczelarzom mieli służyć pomocą i radą instruktorzy pszczelarstwa z Wydziałów Rolnictwa i Leśnictwa wojewódzkich i powiatowych Rad Narodowych. Tu też następują zmiany – zmniejszono liczbę etatów instruktorów pszczelarstwa.

To, że pszczelarstwo rozwijało się tak intensywnie – chociaż nie bez problemów – to  duża zasługa samych pszczelarzy, którzy niejednokrotnie brali sprawy w swoje ręce. Dużo dobrego można by pisać o działalności poszczególnych prezesów . Warto tu przypomnieć chociaż kilku pszczelarzy, których działalność znana była na terenie Lubska i okolic. Ich nazwiska zostały zapisane w Naszej Kronice to:

Mateusz Sinicki, Czesława Sinicka Gembara,  
Piotr i Maria Widuch, Antoni Świerczyński,
Kazimierz Ligocki, Władysław Hałaczkiewicz,
Stanisław Kominek, Jan Ratajczak.

W tym czasie nie pozwalano na organizowanie związku, jednak pszczelarze potrafili wspierać się wzajemnie. Wykorzystywano różne okazje na zebraniach i szkoleniach, aby walczyć o stwarzanie lepszych warunków do rozwoju pasiek.

Pszczelarze osadnicy rozumieli to, że odbudowa pasiek po zniszczeniach wojennych i dalszy intensywny rozwój pszczelarstwa będzie uzależniony nie tylko od ich zapału i chęci, ale też od niezbędnej wiedzy fachowej. Już od 1946 roku są organizowane różne szkolenia dla pszczelarzy – podstawowe dla początkujących, hodowli matek i mistrzów pszczelarskich.

Warto podkreślić, że wszystkie szkolenia były oblegane przez pszczelarzy – tak garnęli się do wiedzy i niejednokrotnie brakowało miejsc dla chętnych.


Foto 4 Kolejny Kurs Pszczelarzy z Lubska

Nasze koleżanki i koledzy nie zapominali również o wspólnej zabawie. Trudne czasy zakupu podstawowych towarów spożywczych nie wspomnę o przemysłowych powodowały, że miód stał się towarem wymiennym. /wspomnienia pani Czesławy Sinickiej-Gembary/ Produkcja alkoholu domowego u pszczelarzy należała do "normalności w tych czasach".
Foto 5 Zabawa pszczelarska.

Większa część uli została zaadoptowana po pszczelarzach niemieckich. Pani Czesława Sinicka wspomina jak przewieziono ich z kresów wschodnich to razem z nimi przyjechał jeden ul. Dlatego szukano "bezpańskie ule", które stały osamotnione w przydomowych ogrodach i na polach. Pszczoły przeżyły wojnę i dały sobie same radę. Jedyne co pamięta pani Czesława to, że były bardzo agresywne a dodać trzeba ,że stroje pszczelarskie były własnej produkcji - najczęśćiej prymitywna siatka przyszyta do kapelusza. Już w tych trudnych czasach prowadzon gospodarkę wędrowną. Przewożono nocami ule wozami konnymi. Podobną historię opowiedziała pani Józefa Ratajczak Falkiewicz. W 1945 roku jej ojciec Jan przyjechał na ziemie zachodnie z Gródka Jagielońskiego gdzie prowadzoił dużą pasiekę. Przywiózł ze sobą jeden ul i doświadczenie. Na miejscu znalazł pozostawione po niemcach ule z pszczołami , które zaadoptował. Ciekawy domek składający się z 8 uli plus mała pracownia stał przed domem poniemieckim, w którym zamieszkał. Doprowadził swoją pasiekę do 60 uli wspólnie ze szwagrem Antkiem Łobodziec.
                                                                                                                                                       Foto 6 Poniemiecki domek z 8 ulam.
                                                                                          

Bardzo ciekawą historię opowiedział nam pan Piotr Widuch o swoim ojcu Pawle i mamie Marii.
Paweł Widuch po II Wojnie Światowej został oddelegowany do służby wojskowej w miejscowości Tuplice jako oficer Wojska Polskiego do służby w WOP.
Pochodził ze Śląska gdzie przed wojną zajmował się pszczelarstwem. Prowadził dużą pasiekę, która była jego wielką pasją. Na ziemiach "zachodnich" zamieszkał w miejscowości Cielmów. Pasja i miłość do pszczół spowodowały, że postanowił założyć pasiekę. Kupił i wyremontował zniszczony barakowóz na którym było 48 uli plus mała pracownia. W pasiece pracował wspólnie z żoną Marią. Postanowili zaszczepić swoją pasję i miłość do pszczół u swojego syna Piotra. Pan Piotr wspomina, że już od 6 roku życia zaczął pomagać rodzicom przy pszczołach. Pierwotnie aby nie zniechęcić do pszczół swojego syna, pan Paweł po każdym sezonie kupował mu sprzęt sportowy. Początkowo to były trampki, dres, piłka aż wreszcie wymarzony rower.Nie trzeba było wielu takich zabiegów by mały chłopiec pokochał pszczoły. W momentach świetności pasieka liczyła po 150 rodzin. W 1970 roku zmarł pan Paweł - zmagając się z ciężką chorobą nowotworową. Jak wspomina syn, który nie może się z tym pogodzić, spowodowane to było jego pracą w górnictwie, gdzie miał do czynienia ze środkami rakotwórczymi sprowadzonymi z ZSRR. Niestety takie to były dziwne i smutne czasy. Dwa "dziwne" a zarazem piękne zdarzenia opowiada pan Piotr z łzą w oku nie kryjąc wzruszenia. Pierwszym zdarzeniem był rój pszczół, który jako pierwszy zasiedlił nowo wyremontowany barakowóz. Drugim natomiast zdarzeniem był rój pszczół, który zasiedlił drewnianą figurę Jezusa przybitą na krzyżu stojącym nieopodal grobu ojca pana Pawła Widucha na cmentarzu w Katowicach. Fenomenem a może cudem jest fakt, że pszczoły te pomimo braku opieki ze strony ludzi, panujących chorób /waroza/ żyją do dnia dzisiejszego. Za każdym razem jak pan Piotr jest na cmentarzu u ojca widzi latające pszczoły!!!
Foto 7 Kazimierz Ligocki w swojej pasiece.
        urodzony 9.11.1917r. -  zmarł 12.06.1998r



Spotkanie Prezesów Koła z panią Czesławą Sinicką Gembarą
z okazji 70 Lecia Koła Pszczelarzy w Lubsku
W miejscowosci Dłużek historię pszczelarstwa po II Wojnie Światowej rozpoczął pan Stanisław Komiek, który przyjechał ze Stryjówka /Tarnopol/ gdzie prowadził bardzo dużą liczącą 180 uli pasiekę. Na ziemie "odzyskane" przywiózł ze sobą jeden ul. Dzięki doświadczeniu i ciężkiej pracy zbudował tu również dużą liczącą kilkadziesiąt uli pasiekę. Pan Stanisław Szymański i Piotr Szymański również byli pionierami pszczelarstwa na naszym terenie.


Foto 8 Zdjęcia prywatne Państwa Kominków



Foto 9 Zdjęcia prywatne Pana Tadeusza Nawrockiego
Bardzo ciekawą i ważną osobą w historii Naszego Koła jest pan Józef Majorczyk z rodziną oraz pan Marcin Klemański z rodziną.
Józef Majorczyk urodził się 02.07.1899r - zmarł 02.03.1968r. Do Lubska przyjechał wraz z rodziną: żoną Stanisławą i pięciorgiem dzieci z Drobnina - gmina Krzemieniewo, powiat Leszno, województwo poznańskie (dzisiejsze wielkopolskie). Pan Józef posiadał na owe czasy bardzo dużą liczącą 40 rodzi pasiekę. Pasieka ta mieściła się w Lubsku na ulicy Wrocławskiej. Teren pasieki obejmował parking obecnego sklepu BIEDRONKA cały teren na którym wybudowano jest sklep, aż do ulicy Gazowej. W prowadzeniu pasieki pomagał mu syn Hieronim Majorczyk oraz pan Marcin Klemański. Po śmierci pana Józefa w 1968r. pasiekę przejął pan Marcin Klemański. Ule zostały przewiezione na ulicę Przemysłową i tam na ogrodzie pana Nieszczerzewskiego naprzeciwko zakładu LUWENA. Pan Marcin Klemański urodził się 26.09.1922r. - zmarł 09.07.2009r. Do Lubska przyjechał po wojnie w 1946r. z Radzynia Chełmińskiego powiat Grudziądz obecnie województwo kujawsko-pomorskie.
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego